16.03.2024 Koncert THERION w Progresji

Quo vadis Therion?

Jako wielki fan (fanatyk) muzyki, lubiący dobre brzmienie, wybrałem się na koncert zespołu Therion. Gatunek to Symphonic Opera Metal, więc wiadomo, czego można się spodziewać. Warto wspomnieć, że zespół istnieje od 1987 roku, a od około 1996 gra właśnie ten rodzaj metalu. Są uznawani za nordyckich królów tego gatunku. Koncert Miskolc Experience z 2007 roku z orkiestrą symfoniczną zarejestrowany na Węgrzech to prawdziwe arcydzieło z aranżacjami Mozarta, Dvoraka i Wagnera oraz utworami autorskimi zespołu Therion.

Miejsce koncertu: Klub Progresja. Tu trzeba powiedzieć kilka słów. Klub jest dość dobrze zaadoptowany akustycznie, sufit i ściany są wyposażone w dyfuzory i absorbery, a pewnie i pułapki basowe, choć tych ostatnich nie widziałem. Sala jest raczej szersza niż dłuższa, ale to może być złudzenie optyczne. Progresja jest wyposażona w najwyższej jakości systemy MeyerSound MICA oraz konsoletę frontową DiGiCo SD8. Mica to systemy o 3 generacje starsze względem najnowszej serii Panther, ale wciąż świetnie grające. Meyer to Meyer, z tym się nie dyskutuje. Konsoleta również ma już parę, ale wciąż to DiGiCo, czyli produkty z bardzo wysokiej półki jakościowej i cenowej. Gdy była nowa kosztowała około 250-300 tys. zł. Na takich konsoletach miksowało się muzykę symfoniczną, ale także bardzo wymagające sztuki rock/metal/jazz.

Po co o tym wszystkim piszę? Żeby dać punkt odniesienia do tego, co będzie dalej.

Przed występem gwiazdy jak zawsze był support. Tym razem młody zespół z melodyjnym wokalem. Miło się tego słuchało i brzmiało to naprawdę dobrze. Pominę kwestię braku płuc u wokalistki – młoda jest jeszcze się nauczy 😉 Całe wykonanie było naprawdę przyjemne.

A potem ku mojemu zdziwieniu realizator dźwięku zasłania konsoletę DiGiCo SD8 płachtą, a obok niego ustawia się realizator zespołu Therion z konsoletą Behringer x32 za (uwaga!) ok. 10 tys. zł. Oczom nie wierzę! Ale jak to? Suport gra na Hi-Endowym sprzęcie, a gwiazda wieczoru na budżetowym mikserku? Żeby pokazać skale, to tak jakby suport podjechał Rolls-Royce’m a król Volswagenem! Gdy to zobaczyłem, już wiedziałem, że to NIE będzie najlepszy koncert w moim życiu. Ktoś mi powie, że jestem uprzedzony, bo przecież popularny „Beri” Behringer gra w wielu miejscach na świecie i jest OK. Oczywiście, da się na tym stole wykręcić dobre brzmienie, ale pewnych rzeczy po prostu nie da się przeskoczyć. Przepaść jakościowa między tymi dwoma stołami jest tak ogromna, że nikt przy zdrowych zmysłach nawet NIE próbowałby ich porównywać. Po krótkiej próbie słychać było, że wszystko brzmi dużo bardziej agresywnie i ostro. Początek koncertu i spora część widowni zastanawia się, co to za utwór, bo wokalu praktycznie nie da się zrozumieć. Wokalista śpiewa głośno, ale ginie gdzieś w miksie z instrumentami. Dwa dodatkowe wokale czyli sopran i mezzosopran słychać tylko jako popiskiwanie, bo trudno zrozumieć, czy tam są jakieś słowa. Realizator zespołu chyba miał gdzieś to, jak brzmi koncert. Czasem coś poprawił, ale generalnie to nie ingerował w brzmienie w sposób zauważalny. Utwory, które były mocno nasycone dźwiękami, w których dużo się działo „nie mieściły się w miksie” i nie wiem, na ile to wina realizatora, a ile w tym winy budżetowego miksera, ale było źle! Sytuacja poprawiała się znacząco przy spokojniejszych utworach. Wtedy było słychać wokalistę oraz chórki i (prawie) dało się zrozumieć, o czym śpiewają. Ponieważ utwory rozkładały się mniej więcej po połowie między tymi nasyconymi i spokojnymi, to w moim odczuciu koncert był 5/10 i tylko dlatego, że Therion miał świetny kontakt z publicznością i tym nadrabiał braki brzmieniowe.

Po występie porozmawiałem z realizatorem zespołu Therion i powiedział, że miał przygotowany miks na Behringera (bo to ich konsoleta), a na DiGiCo musiałby „uszyć go” od nowa. Czyli wykonać pracę, za którą bierze niemałe pieniądze, ale po co? Przecież łatwiej jest wbić USB z ustawieniami i ma się powtarzalność. Jestem tym zbulwersowany, a właściwie to wściekły na jego postawę. Miał czas i możliwości wykonać swoją prace lepiej, ale nie wykorzystał narzędzi, jakie dostał.

Ponieważ sam jestem realizatorem dźwięku i znam tą branże dobrze, wiem, że bywają różne sytuacje życiowe. Czasem nie ma czasu, czasem zawiedzie sprzęt itp. Tu tego nie było. Tu zawiódł człowiek i brak chęci do zrobienia czegoś lepiej. A przecież  brzmienie koncertu jest zawsze najwyższym priorytetem!

Na koniec dodam, że nie byłem jedyną osobą, która, delikatnie mówiąc, była zniesmaczona. Wśród widowni było sporo osób 40+ i patrząc po ich minach, chyba też spodziewali czegoś więcej niż tylko mało zrozumiałej sieczki. Oczywiście większość uzna koncert za udany, bo zobaczyli ulubionego artystę a kontakt z publicznością był super i to ludzie zapamiętają. Mało kto zapamięta fakt, że nie dało się zrozumieć słów, czy to, że proporcje w instrumentach były nieprawidłowe albo, że jakość miksu była słaba.